Podczas deszczowej, chłodnej jesieni snuliśmy marzenia o wiosennym klasowym wyjeździe. Zastanawialiśmy się gdzie jeszcze nie byliśmy? Rozpoczęliśmy podróże w klasie czwartej odwiedziliśmy mnóstwo fantastycznych miejsc w Polsce, byliśmy w kopalni soli w Kłodawie, w kopalni złota, uranu i węgla, wędrowaliśmy po polskich i czeskich górach, kąpaliśmy się w termach Uniejowa, byliśmy w Energilandii, zwiedzaliśmy najważniejsze polskie miasta, nawet pływaliśmy smoczymi łodziami po Motławie.
Być może szarość listopadowego nieba podsunęła nam cel wyjazdu, a może postanowiliśmy zakończyć edukację w SSP w Karczemkach mocnym akcentem, teraz trudno sobie przypomnieć, najważniejsze ,że wymyśliliśmy wyjazd do Włoch. Nie do wiary, że czekaliśmy tyle miesięcy a już jesteśmy po podróży!
Zacznijmy od początku, 12 maja 2019 godzina 3.45, pogoda niewiele lepsza niż w listopadzie wsiadamy na pokład autokaru należącego do firmy „Lipnicki”. Miłe zaskoczenie, fantastyczny autokar, nowocześnie wyposażony, przemili panowie kierowcy, pan Robert i Artur.
Sprawdzamy niezbędne dokumenty, uczniowie klasy 3 gimnazjum, klasy ósmej i siódmej, uczniowie z Jeleńskiej Huty prawie wszyscy są. Prawie robi wielką różnicę, jednego ucznia brakuje. Dzwonimy do rodziców i co się okazało? Zaspali! Słyszę głos taty wybitego z głębokiego snu:
-Jak to, dzisiaj jedziecie?
-Tak.. ,jesteśmy w autokarze i czekamy tylko na was- odpowiedziałam.
-Będziemy za dziesięć minut.
Dziesięć minut, akurat…pomyślałam. Umyć się, ubrać, wziąć bagaż, pod warunkiem, że jest spakowany, jak nic czekamy co najmniej pół godziny. I co? Nie uwierzycie, byli po dziesięciu minutach. Uczeń ubrany, uczesany i z bagażem. Odjechaliśmy prawie punktualnie. Chcieć to móc.
Autokar cicho sunął usypiając pasażerów. Po około 400 kilometrach podróży kierowcy zaczęli się oglądać sprawdzając czy są pasażerowie, taka była cisza. Nie mogli uwierzyć,że wiozą młodzież.
Dojechaliśmy do Katowic, tu dołączyła do nas Pani pilotka z biura podróży „ Index”, które organizowało naszą wyprawę. Pierwszy dłuższy postój w McDonaldzie. Około godziny 17.00 byliśmy już w Czechach i lokowaliśmy się w hotelu, był czas na odpoczynek, kolację i integrację.
Następnego dnia wyruszyliśmy do Wiednia, było zimno. Na szczęście szybko rozgrzaliśmy się wędrówką do Centrum. Obejrzeliśmy najważniejsze obiekty Wiednia czyli najstarszy park rozrywki Prater- w pobliżu parkował nasz autokar, Hunderwasserhaus- secesyjny kompleks mieszkalny, Katedrę św.Szczepana, Hofburg –Pałac, w którym rodzina cesarska mieszkała do roku 1918, Kościół Kapucynów i zwiedziliśmy Muzeum Historii Naturalnej gdzie zgromadzono minerały, skały, skamieniałości, kości zwierząt z różnych okresów geologicznych, niektóre nieistniejące już organizmy zostały odtworzone oczywiście jako modele. Biegających mamutów niestety nie widzieliśmy. W tym muzeum można spędzić cały dzień, tak wiele jest interesujących obiektów opowiadających historię Ziemi i ewolucji.
Poszliśmy na zamówioną wcześniej grecką pitę i tak najedzeni i pełni wrażeń późnym wieczorem dotarliśmy do autokaru i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety Italia nie powitała nas słońcem, nadal było chłodno. Na parkingu przygotowaliśmy śniadanie z produktów zakupionych w Polsce czyli chleba, żółtego sera i dżemów. Posiliwszy się nieco udaliśmy się do Padwy.
Zwiedziliśmy bazylikę św. Antoniego, a w niej polską kaplicę św. Stanisława, przespacerowaliśmy się do najstarszego w Europie ogrodu botanicznego, przeszliśmy koło uniwersytetu, w którym studiowali m.in. Jan III Sobieski, Jan Kochanowski i Mikołaj Kopernik. Zjedliśmy pierwsze włoskie lody.
Z Padwy przejechaliśmy do Rimini ciesząc się, że odpoczniemy w hotelowych łóżkach. Niestety hotel nas nie zachwycił, pokoje były małe i nie spełniały naszych polskich standardów (jak to brzmi.. nie do wiary, jeszcze niedawno nasze hotele nie spełniały żadnych standardów a teraz narzekamy na włoskie). Na szczęście po naszych uwagach otrzymaliśmy jeden pokój dodatkowo. Jedzenie było dobre. Jeszcze tego dnia wybraliśmy się na plażę. Widzieliśmy Adriatyk groźny, sztormowy niczym nie przypominający ciepłego morza z widokówek.
Kolejnego dnia obudziła nas ulewa, nici z naszych marzeń o ciepłej Italii. Na szczęście deszcz szybko minął i wyruszyliśmy do Mirabilandii po drodze zwiedzając wczesnochrześcijański kościół z piątego wieku n.e z przepięknie zachowanymi mozaikami. Podczas zabawy w parku rozrywki pojawiło się słońce i zostało z nami do końca pobytu, a nawet mieliśmy wrażenie, że wieziemy promienie słoneczne do Polski.
Kolejny dzień to zwiedzanie Rawenny i San Marino. Rawenna miasto Dantego Aligierii zachwyciło nas romańskimi kościołami, swoją niezwykłą historią ciągnącą się od Starożytnego Rzymu poprzez okres i wpływy Bizancjum po Republikę Wenecką. Wędrowaliśmy malowniczymi uliczkami, które dawniej były kanałami podobnymi do weneckich. Rawenna powoli obniża się , zanurzając w podmokły, bagienny grunt. Stare budowle są już poniżej poziomu gruntu o dwa i pół metra. Miasto podobnie jak Wenecja często zalewane jest wodą. San Marino skąpane w Słońcu to wspaniałe miejsce, z którego rozpościera się widok na Adriatyk i Apeniny. Zachowane mury obronne, brama wjazdowa, wąskie, strome uliczki, ratusz, cofają przebywającego tutaj turystę o kilka wieków.
Kolejnego dnia z żalem opuszczaliśmy hotel by udać się do Wenecji, mieliśmy świadomość, że to ostatni dzień pobytu w Italii. WENECJA, chyba najpiękniejsze miasto świata. Wszyscy byliśmy zachwyceni wszystkim. Popłynęliśmy ze stałego lądu na lagunę, widok na nadbrzeżne kamienice, kościoły był jak z bajki. Lazurowa laguna, błękitne niebo i kolorowe budowle. Potem były już tylko westchnienia i chęć pozostania w tym miejscu dłużej. Wielki Kanał, Most Westchnień, Bazylika św. Marka, Plac św. Marka przy którym znajduje się Pałac Dożów. Kanały ,gondole sterowane przez przystojnych, barwnie ubranych gondolierów. Kamienice, teatr wenecki, mosty ,mosteczki , uliczki ,sklepy pełne pamiątek, wszechobecne maski weneckie i weneckie szkło. Tłumy turystów. Cudownieeeee!!!!!
Żal było odjeżdżać. Szkoda, że piękne chwile trwają tak krótko.
Dorota Kleister
Magdalena Szatkowska